piątek, 30 października 2015

bioróżnorodność idei - bunt !


Ponoć ogród jest niejako odzwierciedleniem charakteru jego opiekuna-ogrodnika. Wiecie już, że u nas dzicz jest nieprzypadkowa, zamierzona, kochana, 'wypita wraz z mlekiem matki'... zakorzeniona w sercach...
Jesteśmy zdziczali wszyscy na umyśle jak leci; każdy po trochu.... nie mogło nie mieć, to wpływu na nasz mały świat :)
W naszym ogrodzie wieją czasem prawdziwe, anarchistyczne wiatry i panoszą się niepokorne chwasty!
POPiSują się susze i pory deszczowe; nawiedzają nas plagi szkodników, by w końcu ulec na rzecz równowagi. Wzrastają i żyją charakterne organizmy roślinne i zwierzęce! Cały czas tętni bogate, kulturalne  życie towarzyskie wszystkich istot.
To budujące móc wyjść do własnego ogrodu i podziwiać ten nieustający ruch. Wszystko jakoś RAZEM współgra...
Nasz warzywnik, to walka wielości idei, frakcji, poglądów, rzeczywistości i marzeń. To jednak wciąż oaza - każdego z osobna! Choć tak się wszyscy różnimy... w tym jest piękno i harmonia.
Na fali ogólnego, rodzinnego zmęczenia i jakiejś takiej gorszej kondycji ( powyborczej?)....nie napiszę przecież lenistwa! A także z przekory.... Zrodził się pomysł !
Zainspirowani też lekturą książki Masanobu Fukuoki (japońskiego filozofa i rolnika) "Rewolucja źdźbła słomy"; postanowiliśmy po prostu 'Służyć Naturze, a wszystko będzie dobrze' !! :)
Od jakiegoś czasu praktykujemy założenia ekologiczne w naszym ogrodzie. Teraz czas na krok dalej!
Czas na permakulturę ! Czas na bunt !
Opcja jesiennego rycia glebogryzarą całego naszego areału sparaliżowała nas na tyle, że.....w ogóle tego nie zrobiliśmy he, he ! :) Samoistnie pomysł się przyjął :)
 Po za tym bliska jest nam też idea jak największej samowystarczalności.
Po ostatnich deszczach ziemia odetchnęła ewidentnie. Myślałam, że pozostanie zbita po długotrwałej suszy ale dzięki ściółkowaniu podczas sezonu i pozostawieniu teraz chaszczy; stworzyły się wspaniałe warunki dla harcowania różnych gryzoni. Gleba została zryta, przeryta na wszystkie strony przez nornice i krety :) Weszłam do warzywnika za płotem i ....zapadłam się ! Na nowo powysiewał się tam ogórecznik, okrywając podłoże w podwyższonej grządce. Gdzie zabrakło chwastów, ziemię pokrył dywan liści. Także facelia wysiała się drugi raz sama, tworząc zwarty, zielony kobierzec :) Nagietki sobie zakwitły jeszcze. Zapanował prawdziwy, naturalny chaos :) Hulk jest szczęśliwy !!!
Idąc za ciosem zaplanowaliśmy 'ściółkową' grządkę koło foliaka :)  W przyszłym sezonie zamieszkają tam ziemniaki :)
Najpierw Lala wykosił kosą chaszcze, potem nawieźliśmy tam kompostu i zasypaliśmy warstwą zrębkowo- liściasto - trawową ( wszystko ma ok. 20cm grubości ). Na wiosnę dosypiemy jeszcze trochę zrębek, a teraz wszystko smacznie się przetrawi. Było to bardzo przyjemne i nie tak męczące jak uprawa orkowa ( sama nazwa wskazuje na niezły Mordor ) ;) Tzw. grządka dla leniwych :)



                                                                      ściółka na zbliżeniu ;)

Zainspirował mnie filmik na fejsie użytkownika "Przez rok nie kupię jedzenia". Facet tak po prostu wyciągnął z ziemi całą roślinę wraz ze wszystkimi kartoflami ! Bosko ! :)
Ponieważ do wyzwań ogrodowych podchodzę ambicjonalnie; zakupiliśmy i pożyczyliśmy trochę literatury na długie jesienne wieczory ;)


Polecam oczywiście gorąco książkę Fukuoki !!!
W moim zestawie jest też kilka pozycji nie ogrodowych ale uważam, że są ważnym, naturalnym dopełnieniem. Ta o ziołach jest pożyczona od mojej nie ocenionej, wiedźmińskiej teściowej ;) Ma duuużo fajnych obrazków ;) "Zwyciężyć chorobę" czytam nie tylko dla tego, że napisał ją mój wujek ;) No może w połowie dla tego, a w połowie, bo niestety mi się przydaje. Mądra, fajna książka po za tym !
 Pasiekę mamy ambicję kiedyś faktycznie założyć - natchnął nas dziadek Zyga w wakacje. Co do "Zamień chemię na jedzenie"- cóż staramy się to robić ! Zawiera sporo użytecznych i co najważniejsze prostych przepisów. O permakulturze mam potrzebę teraz czytać co mi się nawinie; tej książki Seppa Holzera jeszcze nie zgłębiłam ale zamierzam. Na pewno jak uzbieram kupię też pierwszą polską książkę o tym traktującą; mianowicie: "Ogrody permakultury.Dotknąć ziemi."Moniki Podsiadłej i Andrzeja Młynarczyka.
To, że się teraz jaram permanentną kulturą, nie znaczy, że całkiem zarzucę czytanie o "normalnym" ogrodnictwie ;) Pozostanę wierna "Gardeners'World" na pewno! Po za tym za zielonym płotem planujemy jeszcze kilka podwyższonych grządek w stylu angielskim. Mają nieodparty urok ! W końcu grunt, to bioróżnorodność idei ;)
No i "Ostatnie dziecko lasu", to pozycja która skłania do refleksji. To książka także dla tych których martwi 'jak uchronić nasze dzieci przed deficytem natury'ale nie tylko. Książka o tym, że dźwięki, zapachy i widoki krajobrazu otaczają każdego z nas od momentu narodzin.
Na razie książka ta zostawiła mnie z pytaniem:
Jak wiele bogactwa życia tracimy na rzecz pośrednich, elektronicznych bodźców?
Czytam zatem dalej...
A Was zapraszam do odwiedzin w naszej ogrodowej dziczy ;)

 dzicz



 jarząb






 palimy łęty pomidorowe


 topinambur nam nie zakwitł w tym roku

 dzicz
 w foliaku :)





taki piękny, smakowity mamy kompost, mniam !!

Jak u Was jesień ? Co czytacie w te łaskawie dłuższe wieczory ? :)
Aha i 'Służcie Naturze, a wszystko będzie dobrze !!!' ;)
Green power!!!

15 komentarzy :

  1. Ja w tym roku na permakulturze miałam dyniowate i sprawdziło się bosko. Jak miałam wizję przekopywania to wyć mi się chciało ;) Rabaty warzywne podwyższone mam, więc tam też z łopatą chodzić nie muszę. Niestety jeszcze sporo rabat kwiatowych przede mną i tam póki co bez łopaty ani rusz... :( Co do lektury ogrodniczej, to Gardeners' od deski do deski zgłębiam i do tego jakieś info na bieżąco w necie. Na więcej, pomimo dłuższych wieczorów, czasu brak :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale jak robiłaś ? Tak klasycznie, ze słomy, czy też jakiś inny materiał użyłaś ? Przymierzam się do słomianych i boję się tych cholernych gryzoni.
    Podwyższone grządki rządzą !!! ;) Ja staram się czytać ale też nie zawsze wychodzi hehe; często jest tak ,że po całym dniu po prostu zasypiam i tyle ;) Także nie martw się !!

    OdpowiedzUsuń
  3. Moją pozycją na długie spokojne wieczory z kotem na kolanach są: "Jedz zdrowo i myśl pozytywnie" Beaty Pawlikowskiej, "Zioła jak zbierać, przetwarzać, stosować" Magdaleny Gorzkowskiej. Szczególnie polecam pierwszą pozycje bo przez zdrowe jedzenie dodaje mnóstwo energii. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O!!!! :) To musisz mi koniecznie pożyczyć jak przeczytasz ;)

      Usuń
  4. To co piszesz teraz - dla większości 20, 30 latków, nie mówiąc już o naszych dzieciach, wydaje się ponadczasowe. Aktualnie ogródek warzywny w formie eko, to tak jak Lem 50 lat temu. A ja pamiętam jeszcze te łąki zielone na których grabiłam siano, te snopy żniwne, które wiozło się do stodoły. I to wcale nie było tak dawno temu bo jakieś 20 lat. A teraz ten kto ma warzywnik i zbiera jesienne płody, kto ma ogród i nawozi go "gnojem od krowy" stał się mega nowoczesny i dla niektórych jest symbolem "dawnej wsi", której już tak naprawdę nie ma, a o której opowiadała mi moja babcia. Wtedy ludzie pracowali w pocie czoła - nie dlatego, żeby się popisywać, tylko dlatego, żeby przeżyć. Pozdrawiam i oczywiście gratuluję tego, że lubisz to co robisz, a nie robisz bo tak wypada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam zbieranie stonek w kartoflach i siano w stodole :) Nie lubię słowa "nowoczesny"- też uważam, że świat stanął na głowie.
      Na pewno nie zamierzam aspirować do bycia symbolem "dawnej wsi".Symbolem to sobie był mój dziadek Stanisław Helski (jeden z założycieli Solidarności Chłopskiej).
      Na pewno warto starać się wskrzesić ducha "dawnej wsi". Dobrze żyć i tyle :)

      Usuń
  5. To co piszesz teraz - dla większości 20, 30 latków, nie mówiąc już o naszych dzieciach, wydaje się ponadczasowe. Aktualnie ogródek warzywny w formie eko, to tak jak Lem 50 lat temu. A ja pamiętam jeszcze te łąki zielone na których grabiłam siano, te snopy żniwne, które wiozło się do stodoły. I to wcale nie było tak dawno temu bo jakieś 20 lat. A teraz ten kto ma warzywnik i zbiera jesienne płody, kto ma ogród i nawozi go "gnojem od krowy" stał się mega nowoczesny i dla niektórych jest symbolem "dawnej wsi", której już tak naprawdę nie ma, a o której opowiadała mi moja babcia. Wtedy ludzie pracowali w pocie czoła - nie dlatego, żeby się popisywać, tylko dlatego, żeby przeżyć. Pozdrawiam i oczywiście gratuluję tego, że lubisz to co robisz, a nie robisz bo tak wypada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się cieszę, Mario, że są młodzi ludzie, którzy próbują iść tą drogą. Może niektórzy idą za modą, niech tam... to zdrowa moda. Może naprawdę się w tym rozsmakują. Ale myślę, że znaczna część od początku wierzy w sens takiego życia. Może uważają, że to jedyna droga, żeby przeżyć.
      Może dramatyzuję, ale często wydaje mi się, że świat naprawdę zmierza w złym kierunku. Próbujmy więc we własnym zakresie żyć i działać inaczej, lepiej.
      Ja jestem zafascynowana ideą samowystarczalności. Marzę o kurach i własnych jajkach. Jutro przychodzi do mnie pszczelarz w sprawie pasieki, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Mam trochę swoich warzyw. No, próbuję, chociaż nie miałam o tym pojęcia. Na ile się da.
      Oj, chyba uderzyłam w zbyt poważny ton. Podpisuję się więc pod pogańską ideą tego artykułu - służmy Bogini Naturze!

      Usuń
    2. Cieszę się, że wierzymy w tą samą idee ;) Kibicuję z kurami ! Zielononóżki fajne są tylko cholerne wagabundy,za to jajka najlepsze na świecie dają :) Z pasieką też znakomity pomysł :)

      Usuń
    3. Pasieki nie będzie, przynajmniej na razie. Ja nie mam pojęcia o pszczołach, sama od razu nie mogę się tym zająć. A oferta, którą otrzymałam wygląda tak:
      ul i pszczoły są pszczelarza, miód też jego. Jeśli ja chcę trochę miodu, muszę kupić i to za niebagatelną cenę. Jeśli nic nie chcę, tylko on hoduje sobie pszczoły w moim ogrodzie i zabiera cały miód - JA płacę mu kilkadziesiąt zł miesięcznie... Mąż powiedział, że zwariowałam.
      A do kurek się szykuję, chociaż nikt z bliskich mnie w tym nie popiera. Trzymaj kciuki.

      Usuń
    4. O rany ! Z tą ofertą, to jakaś kiszka !
      Trzymam kciuki za kury !!!!! Jak raz zjesz takie swojskie jajko, to inne nagle stracą smak ;) Warto !
      Co mogę Ci doradzić - to zrobienie dobrego, szczelnego ogrodzenia, kurnika czy woliery - od razu ! Sprawdzone na własnych błędach ! Pierwsze stado straciliśmy przez nieszczelny kurnik ( kuna ), drugie przez nieszczelny wybieg ( lis, jastrząb ). Wszystko przez myślenie, że "potem się zrobi z prawdziwego zdarzenia" czytaj: głupotę :)
      Teraz mamy wszystko solidne, a ogrodzenie ma 40cm wylewkę na lisa ;)
      Powodzenia!!!!!!

      Usuń
    5. Masz rację, z pszczołami kiszka...
      Nie miałam pojęcia, że zagroda dla kur musi być aż tak solidna..! Dobrze, że ostrzegłaś.

      Usuń
    6. Pewnie nie wszędzie występują te same zagrożenia; nie wiem czy u Ciebie jest dużo lisów? :)

      Usuń
  6. Ja tak w kwestii palenia łętów pomidorowych! Czytałam w Gardener's World, że pomidorowe krzaki z powodzeniem możemy wrzucić na kompost. Nawet zarażone zarazą ziemniaczaną, ponieważ patogeny beż żywej tkanki nie przetrwają. Zawsze suszyłam i paliłam, ale w tym roku po lekturze dałam sobie spokój!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Tylko, że u Nas to sami piromani-amatorzy ognisk ;) Jak tylko coś jest do spalenia, to już palą co się nawinie ;)

      Usuń