czwartek, 26 lutego 2015

Jak było? cz.1

Wspominamy poprzedni sezon w ogrodzie warzywnym. Niestety nie był tak fajny jak widać na zdjęciach, w sensie obfitości i jakości plonów ;) Wiele warzyw bardzo szybko 'poszło' w kwiaty ( np.fenkuł, musztardowiec ), a korzeniowe jak były to tycie. Mam nadzieję, że po wapnowaniu i teraz akcji z kompostem w tym roku będzie totalny czad! :)


                                                                mniam...porzeczki


                                                          Zenek z parady równości

                                           chaos, czyli założyłam rabatkę...

                                          mulczowanie międzyrzędzi super się sprawdza :)


                                        Mamina plantacja pomidorów w oddali, tylko 60... :)



                                                        żarówki


                                                                  Zenek na posterunku


                                                        plantacja z innej perspektywy


                                                                       moja warzywna miłość




W następnym poście kilka fotek ogrodowych o charakterze bardziej dekoracyjnym :)
Patrzę na zdjęcia i czuję już zapach wiosny  echh  :) 

wtorek, 24 lutego 2015

Początek sezonu...

Od pewnego czasu, co roku, w styczniu obserwuję u siebie pewien rodzaj podenerwowania.          Moja "zielona" obsesja wychodzi na jaw i zamieniam się w dziwną ogrodniczo - ekologiczną wersję Hulka.  Zaczynam obsesyjnie wertować magazyny ogrodnicze ( moja nowa miłość to 'Gardeners world' edycja polska) i martwić się przebiegiem pogody. Kiedy nadchodzi luty już mam z grubsza zaplanowany ogródek - co po czym, obok czego i czy w ogóle ( oczywiście różnie bywa po weryfikacji planu przez Mamę ).
Taaak!! sezon się zaczyna!! :) Rozpoczynamy zawsze zabiegami pielęgnacyjnymi w sadzie: na początku lutego bieleniem, potem w zależności od pogody cięciem jabłoni, śliw, grusz itd.. I oczywiście rozsady!
W tym roku moje Hulkowe alter ego tak mną zawładnęło, że popełniłam jakiś kosmiczny falstart z rozsadami. W efekcie mam już dwie tykwy, kilka papryk (żółtą i czerwoną) i bazylię ( cytrynową, czerwoną i właściwą). Nie obyło się też bez ofiar szaleństwa... dwie nasturcje  i cztery brokuły wybujały do postaci wiotkich i cherlawych hatifnatków; zostały cichcem unicestwione. Posiałam też kotu owies którego nie raczy spożywać więc zasychają mu końcówki.




Rozsadę robię u siebie na parapetach, stole i u Mamy również na stole ale pod zrobioną przez Lale foliową szklarenką ( idealnie na wymiar stołu). Do tego celu używam różnych pojemników z recyklingu ( fajnie sprawdzają się plastikowe opakowania po pieczarkach i rukoli), palet wysiewnych i zwykłych petów. Nie polecam siania w tekturowych pojemnikach po jajkach. Dlaczego? Pojawia się na nich jakiś pleśniowy,czarny nalot.


W produkcji rozsady bardzo ważna jest ciepła temperatura. Przekonałam się,że jeśli siewki mają odpowiednio ciepło, wschodzi ich więcej i robią to szybciej. Kluczowe jest też wietrzenie roślinek; kiedy tego zaniecham pojawiają się grzyby i inne cośki.
Podsumowując na razie mam: papryczki, tykwy, bazylię, kolendrę, nasturcję. Wczoraj stworzyłam też (niczym zielony Bóg) szklarenki z: selerem naciowym, fenkułem i cebulą siedmiolatką. W najbliższych dniach wysieję też ok 20 nasion bobu do rolek po papierze toaletowym. Ponoć dobry sposób, bo wsadzasz to potem całe do gruntu i nie martwisz się, że uszkodzisz korzenie.
Po takich akcjach od razu zeszło mi  Hulkowe napięcie....
By niestety znów powrócić z powodu inwazji cholernych, pieprzonych ziemiórek!!  Skolonizowały mi prawie wszystkie doniczki!!!
Ma ktoś pomysł jak unicestwić skurczybyki w stadium larwalnym?
Dodam,że próbowałam: plasterków jabłek, czosnku, lekkiego przesuszenia podłoża, roztworu z wody utlenionej. Nie poskutkowało....
Statki- matki wykończyłam pułapką z roztworu:

      1x łyżka octu jabłkowego + pól szklanki wody + łyżka płynu do naczyń + szczypta kurkumy

      umieścić w białym pojemniku, a ten, że obok roślinek.

W zeszłym roku miałam z nimi okresowo problem ale w starszych roślinach; zastosowałam jakieś świństwo w pałeczkach. Zastanawiam się jednak czy to nie zaszkodziłoby  małym i delikatnym siewkom??
Coś muszę z tym zrobić, bo planuję jeszcze kolejne rozsady na marzec: bakłażany, pomidory, powtórzyć brokuła... Całe szczęście planujemy w tym sezonie założyć foliak w ogródku więc część rozsad uniknie skolonizowaniu. Oprócz warzyw na pewno będą to też kwiaty- marzy mi się udana rozsada kleome ciernistej, cynii i niekwestionowanej królowej: aksamitki. Będę eksperymentować z astrami, chabrem wielkogłówkowym i rudbekiami.
W każdym razie zachęcam wszystkich by obudzili w sobie Hulka!!! Na każdym parapecie, w foliaku, ogródku, działce, balkonie i w każdym domu -czy na wsi, czy w mieście!!
 Wszędzie możemy od nasionka wyhodować własne, smaczne warzywa!
  Papryczki, koktajlowe odmiany pomidora, truskawki, bakłażan i masa ziół- uda się na parapecie czy balkonie w bloku. Wiem, bo praktykuję :)
 Poddajcie się więc wszechstronnie uzdrawiającej hodowli roślin!!
 Nic nie daje takiej satysfakcji i poczucia sprawczości jak obserwacja rozwoju własnoręcznie zasianej rośliny. A uczucie które towarzyszy nam gdy pokonamy armie krwiożerczych ziemiórek jest prawdziwie Hulkowe!!!!  Green power!!

piątek, 20 lutego 2015

Koty za zielonym płotem...

... Są oczywiste jak to, że rano wstaje słońce i zaczyna piać Gandalf  (nasz kogut).
Na ten przykład...
Poranny rytuał karmienia musi być; kto pierwszy wstaje ten rzuca się kroić, dzielić i podawać schodzącemu się łaskawie tałatajstwu. Najpierw psy (plebs pcha się przed szlachtę phi!).
Potem kociarnia w liczbie czterech, w porywach do pięciu i wszystkie muszą NATYCHMIAST zostać obsłużone.
Naszych pięcioro wspaniałych to : Mimbla, Dzidziuś alias Szerkan, Puszysław, Kotlet i Bździna alias Pepek lub Ladacznica- a każde inne jak ich umaszczenie. I każdy potwór ........ dziko głodny !
Koty u nas (oprócz jedzenia) głównie śpią całymi dniami ... w różnych miejscach. Teraz zakocony jest cały dom ale gdy tylko robi się cieplej przenoszą się do : stodoły, ogrodu, sąsiada i cholera wie gdzie jeszcze. I tu warto nadmienić, że jeśli posiadamy tak liczne stadło to należy dobrze przemyśleć budowę grządek podwyższonych w ogródku. Angielska moda na nie, nieodmiennie mnie zachwyca i pewnie angielskie koty też... W każdym razie nasze uważają, że to takie sporych rozmiarów kuwety, specjalnie dla nich. Traktują je także jak łoże w którym marchewka to kocyk, a burak- dodatkowa poduszka.
                                   Mimbla

O grządkach będzie jeszcze na pewno w innym poście. W każdym razie jak ktoś ma pomysł na to, jak przekazać kotu, że to nie "pokój z widokiem" - czekam na propozycje. 
W swym rozpasaniu i lenistwie, oczywiście czasem któreś się przyda i przyniesie w darze jakiegoś trupka. I oczywiście trzeba być bardzo uradowanym, bo inaczej nastąpi obraza majestatu. W efekcie: prawdziwa zemsta Sithów (to Dzidziuś), głębokie zaskoczenie połączone z porzuceniem ofiary (Kotlet i Bździna- weź tu lataj za zszokowaną myszą!), konsumpcja niczym z filmu National Geographic pod szafą (Puszysław- te dźwięki!). Mimbla jest ponadto, ona już się widocznie wyszalała. 
                                                       Puszysław
                                                        Dzidziuś

                                                                                                             Kotlet
                                                                                           Bździna

O każdym z osobna można opowiadać jeszcze wiele i tak się stanie ale już kiedy indziej. :) 
A na dobranoc nasz boski Gandalf w gratisie: